Szukaj na tym blogu

Translate

poniedziałek, 28 lipca 2014

Reorganizacje, reorganizacje i tak do skutku...

(c) https://www.facebook.com/freshome
Muszę przyznać, że mam strasznie dużo planów, dużo rozpoczętych projektów, dużo marzeń, dużo dzieci i wszystkiego ogólnie dużo i jestem strasznie zachłanny na życie. W cieszeniu się tym maksymalnie przeszkadzają mi oczywiście moje wady, które utrudniają mi wszystko, plus nie chcą zrobić ze mnie milionera.

To już kolejny raz kiedy dokonuje korekty w sobie. Za każdym razem przeginam w którąś ze stron, a moja finansowa wolność odchodzi w niebyt. Niemniej jednak cały czas idę w wyznaczonym przez siebie kierunku. Muszę przyznać, że ślimaki to przy mnie strusie.


Dlatego leczę duszę i znów dokonuje korekty. Muszę być przygotowany na chwile, gdy pojawi się okazja. Muszę się też w końcu nauczyć tak współpracować z ludźmi, żeby nie czuli się krytykowani - to też bardzo trudne, dziś znów miałem spięcie z jednym z moich partnerów biznesowych.

Odnowa duchowa

Byłem ostatnio na wakacjach i przekonałem się, że nawet dużo wolnego czasu nie gwarantuje postępu. Przez dwa tygodnie miałem pisać książkę, programować wieczorami nowe projekty. Nie robiłem tego, wypoczywałem. I to - wbrew pozorom - była dobra decyzja, naładowałem akumulatory, pozbyłem się stresu, nawet jakoś była okazja podbudować się duchowo po spotkaniu z misjonarzem z Rwandy. Tak, tego kraju gdzie w 1994 roku w ciągu trzech miesięcy zginęło 1,5 miliona osób a w kraju pozostało 300 tysięcy sierot, często widzących śmierć swoich rodziców... 10 lat wcześniej miały tam miejsce objawienia maryjne, gdzie Matka Boża błagała o modlitwę i pokutę, lecz za mało tego było, potem ginął każdy kto był Tutsi. Poruszające jest spotkanie z kimś, kto żyje w takim kraju, gdzie życie dziecka jest warte 3 złote - bo tyle kosztuje porcja chininy ratująca życie.

Odbudowa duchowa i docenienie tego co mam - to było mi potrzebne. Właściwie to ostatnio czuje, że chciałbym bardziej się zająć rozwiązywaniem problemów pokoju i braku miłości na świecie, niż byciem multimilionerem. To się w żaden sposób nie wyklucza, bo rozwiązując problemy innych naprawdę zarabiamy.



Przy okazji, wracając do tematu, kolejny raz reorganizuję siebie. Ostatnio przeczytałem w ciekawej (przynajmniej z początku) książce "Nawyk samodyscypliny", że jeśli odwlekasz jakieś działanie, to nie wynika to z Twojego lenistwa. Wynika to z niepokoju związanego z rozpoczynaniem lub kończeniem działania. Np. ktoś odwleka działanie, bo podświadomie boi się krytyki, związanej z oceną swojej pracy (gdyż, według takiej osoby, wyniki jej pracy stanowią o jej wartości - czyli zgubna filozofia: słabe mam wyniki czyli jestem nikim). Może ktoś odwlekać działanie, bo odczuwa niepokój na myśl o bólu fizycznym (gdy ma zacząć ćwiczyć), bądź niewygodzie jaką będzie musiał odczuwać. Niemniej jednak przesłanie jest takie - to nie jest lenistwo, to wynika w jakiś sposób z choroby duszy.