Szukaj na tym blogu

Translate

niedziela, 28 sierpnia 2016

Wakacyjne wojaże po Chorwacji

Jeszcze stąd nie wyjechałem, a wiem, że będę tęsknił. Za słońcem opalającym do osiemnastej godziny (choć, jako posiadacz karnacji Wikinga, śniadym chłopcem nigdy nie będę). Za ciepłą, morską wodą, w której ciężko nurkować (i ciężko zatonąć) - tak diabelsko jest zasolona. Za przezroczystą wodą. Za lodami, które młode kelnereczki wciskają ci w ramach jednej gałki (7-8 kun) w takich ilościach, że nie możesz już patrzeć na "sladoled" do końca dnia -  to jest  dokładnie odwrotność tego, co spotka cię w polskich, nadbałtyckich punktach z lodami, które z apteczną precyzyjnością wydzielają ci porcję, cobyś przypadkiem nie przedawkował. Nawiasem mówiąc, lokalne piwo jest tu bez rewelacji.

Spotkasz tu żółwia (to nieprawda, że żółwie na lądzie są wolne, te chorwackie zapieprzają tymi koślawymi odnóżami jak jeże, po polskich osiedlach), spotkasz tu kraba, jeżowca, wiadomo - jaszczurkę, ryby też pływają - czyli jest czysto.

(c) my own picture
Będę tęsknił - za upałami w dzień, za nadmorską mieściną późną nocą. Zwłaszcza nocą. Cisza morza Adriatyckiego - tu, między wyspami. Woda praktycznie się nie porusza. Światła oświetlające marinę, przycumowane statki i łodzie wszelakiego rodzaju. Na największej przystani - sądząc po gabarytach - raczej te nie najtańsze. W oddali od tafli morza odbijają się światła, wzdłuż całego wybrzeża.

(c) my own picture



(c) my own picture

(c) my own picture
Słychać cały czas, charakterystyczne dla tego rejonu - cykanie świerszczy, szarańczy, czy - co to za diabelstwo na drzewach sobie siedzi.

(c) my own picture
Poza tym cisza... Czasem dyskretne bzyczenie. Wieczorem tną maleńkie (o wiele mniejsze niż te polskie) komary, zostawiając czerwone ślady komarzych orgii na twojej skórze. Czerwone kropki dostrzeżesz nad ranem - nie za bardzo chcą znikać, jakby prosząc byś je rozdrapał.
Nie dostrzegam różnicy między szmatą, którą mam pod sobą a tą, którą się w nocy przykrywam - w Chorwacji śpi się pod prześcieradłami (gospodarze dadzą jeszcze koc gdybyście wybrzydzali).

Nie zostało wiele śladów po wojnie w maleńkim miasteczku Sukošan. To ciekawe, mieć świadomość, że gospodyni ma cukrzycę, od ukrywania się w nerwach w piwnicy swojego domu, a łódź serwisuje Ci Chorwat, który jeszcze 15 lat temu z równą wprawą, z jaką teraz rozkręca silnik, zabijał serbskich nacjonalistów - czetników, którzy chcieli przejąć ten rejon. Mijam sobie szczęśliwych, pogodnych czterdziesto, pięćdziesięciolatków na ulicy - dręczy mnie pytanie - czy pamiętają jeszcze, jak to jest zabijać?


(c) my own picture

(c) my own picture

(c) my own picture
Jest kilka zniszczonych domów, które - wierzę - zostaną odremontowane, wkomponowanych subtelnie w odrestaurowaną część miasteczka. Tak charakterystyczne dla tego rejonu, wszędobylskie, czerwone lub ceglane dachówki, przeważnie jasne ściany (czasem różowe), betonowe tralki w rzymskim stylu. Wiele domów jest wykonanych z kamieni i betonu - wygląda to rewelacyjnie. Drewniane grilje, często malowane na zielono, kolorowe drzwi i okna. Drzewa liściaste są, iglaste też, aczkolwiek modnie jest na podwórzu posadzić palmę, winogrona, drzewa oliwkowe, jadalne kasztany (są słodkie jak diabli). Często wzdłuż głównych ulic, rosną wielkie, grube, palmy - dla ozdoby.

Mieścina jest jedną z atrakcyjniejszych wzdłuż tego fragmentu wybrzeża, poza Zadarem. Kościół, restauracja. Starszy, lekko siwawy, wesoły jegomość gra w centrum mieściny na gitarze, a ze sobą ma przenośny głośnik, wtóruje mu kolega na ukulelach - i też ma swój głośniczek .

Kilka knajpek otwartych do pierwszej, drugiej w nocy, kilka atrakcyjnych chorwackich studentek, trochę nastolatek i kilku młokosów na rowerach, paru Niemców, Słowaków, Czechów i Polaków. Sukošan charakteryzuje bycie świetną bazą wypadową - Zadar, Szybenik, Parki Narodowe - pod warunkiem, że chce Ci się gdziekolwiek jeździć w taki upał, zamiast korzystać ze słońca i opalać się. Część basenu przy plaży w Sukošan ma piaskowe dno - co jest raczej na Chorwacji ewenementem, w dodatku jest tam płytko i dzieci się nie boją

(c) my own picture
Zadar, w którym byłem, to większe miasto (wielkości Tarnowa) - posiadające część zabytkową, jak się nietrudno domyślić - tak zwane "stare miasto". Na wąziutkich i wysokich uliczkach z marmurowego bruku kwitnie życie towarzyskie - można tu zjeść rybę, lub pizze, napić się kawy. Zadar posiada również resztę miasta (niezabytkową) - czyli blokowiska, zwisający ze ściany dziesięciometrowy plakat Naomi Campel w bieliźnie, niemieckie supermarkety oraz McDonalda.

Jeśli się jest w tych okolicach, to na pewno warto przejechać się sto kilometrów w stronę Šibenika (Szybenika), do parku narodowego Krka (nad rzeką Krka). Słowo "Krka" czyta się to strasznie, bo najwyraźniej Chorwaci nie lubią samogłosek. W Krka jest wspaniały wodospad i dość fajna trasa przyrodnicza, pełna stylowych, drewnianych kładek. Niestety dość szybko się kończy - zwłaszcza, że opłata za bilet wstępu w sezonie jest duża (150 kun osoba dorosła). Plus jest taki, że po niewiarygodnie krętej, asfaltowej drodze, do miejsca startowego zawozi Cię klimatyzowany autobus. Na końcu trasy jest możliwość pokąpania się przy wodospadzie, możesz też wrócić statkiem. Co najbardziej zaskakuje - pod wodospadem, nagromadziło się mnóstwo, pociągających, młodych kobiet w strojach kąpielowych. Ilość tych ponętnych niewiast, przy wodospadzie, osiąga wręcz masę krytyczną. Są nawet krągłe murzynki i mulatki. Jest też kilku fajnych, wysportowanych mężczyzn - można zazdrościć im muskulatury. Tak, zazdroszczę im.

(c) my own picture


Podsumowując - spędziłem tu dość udane wakacje i każdemu mogę polecić. Minusem, dla niektórych, może być brak widoku na otwarte morze - bo tu wyspy, tam wyspy, ale - w końcu to Kanał Zadarski.

Kilka zdjęć na koniec, których nie miałem jak wcisnąć między tekst:

(c) my own picture
(c) my own picture


(c) my own picture


(c) my own picture


(c) my own picture
(c) my own picture
\
(c) my own picture

(c) my own picture
 
(c) my own picture

(c) my own picture

(c) my own picture

(c) my own picture

(c) my own picture
(c) my own picture